Rollercoaster w pracy IOD’a, czyli Doradzanie
Opiniowanie, zgłaszanie uwag, argumentowanie na papierze, hmmm - to taka część mojej pracy, która wywołuje we mnie skrajne odczucia.
Z jednej strony wymaga żmudnej i wnikliwej pracy. Najczęściej wiąże się z milionem czytanych w tym samym czasie przepisów, wytycznych, orzeczeń, interpretacji, co tylko sprzyja otwieraniu się kolejnych wątków i kart w przeglądarce 😊, szczególnie gdy umowa/ regulamin/ porozumienie, itd. związane jest z integracją aplikacji i oprogramowania. To również etap „spakowania” i zgrabnego przetworzenia i zapisania tych wszystkich myśli w spójny i rzeczowy sposób.
Ale zanim do tego dojdzie, to istny rollercoster emocji. Począwszy od zaciekawienia, przejęcia podczas odkrywania nowych szczegółów, mozolnego czytania, i co trudniejsze uważnego podążania za zgłębianym wątkiem, po chaos nieuczesanych jeszcze myśli i otwartych dokumentów, męczące uczucie kręcenia w brzuchu, kiedy jeszcze nie wiem, albo „coś mi się nie zgadza”, po poczucie spełnienia z dobrze wykonanej pracy, gdy zrobiłam dobry research, znalazłam przydatne opinie/ stanowiska/ artykuły, a czasami z odkrycia nowego obszaru, stworzenia nowej regulacji/zespołu w organizacji ... Jest MOC!
Z drugiej strony, doradzanie, to szukanie pomysłu, jak zdobyć informacje i jak je potwierdzić na poziomie projektu/zespołu? W szczególności, w jaki sposób przekonać organizację, że zdobycie wszystkich tych informacji i ich analiza to MUST wpisane w projekt, NIE wymysł IOD’a czy RODO? To za każdym razem szukanie właściwej drogi - odpowiedzialnej za projekt/ zadanie osoby, osób zaangażowanych lub chociaż zainteresowanych, sposobu i języka komunikacji, poznawanie kultury organizacyjnej, przyjmowanie dynamiki właściwej dla niej. Uwierz, to wszystko ma znaczenie. Przykład(?): w jednej organizacji wskazanie terminu do „złożenia odpowiedzi”, rozpoczęcie maila od „Szanowny Panie Dyrektorze” będzie tak samo niedorzeczne, jak sformułowanie „brief eventu” czy przesłanie maila bezpośrednio do Prezesa z treścią „Hej, zaakceptuj mi pls”, w drugiej.
Ten etap potrafi być podobnie wymagający, jak pierwszy, szczególnie, gdy rozpoczynam współpracę z nowym Klientem. Chodzi przecież często o sprawność działania i kontakt z właściwymi osobami, w dodatku w sprawach, które wymagają wysiłku właśnie tych osób – ustalenia szczegółów, które być może nigdy wcześniej nie były ustalane, przyjęcie nowego sposobu działania, stworzenia specyficznej analizy, o którą nikt wcześniej nie pytał lub nie wymagał. Tu też pojawia się zaciekawienie, dreszczyk emocji, kiedy dostajesz odpowiedź na swoje uwagi, poczucie kooperacji, synergii, kiedy projekt/ zadanie się materializuje, ale czasami to uczucie rezygnacji, może nawet złości(?), kiedy nie udaje się odnaleźć chęci porozumienia.
Dla przykładu, dzisiejszy dzień spędziłam nad zastanawianiem się, w jaki sposób dokończyć wspólną pracę nad Regulaminem usługi. Dokument został stworzony prawie miesiąc temu przez zewnętrzny dział prawny. Za pośrednictwem inwestora, draft trafił do mnie, a ja dopytałam o kilka elementów, zauważyłam kilka nieścisłości, zaproponowałam nowe zapisy. W odpowiedzi, znów za pośrednictwem inwestora, który przy okazji jest prezesem firmy, otrzymałam komentarze do moich podpowiedzi, które, jak się pewnie domyślasz, nie zakończyły pracy nad Regulaminem - szczególnie jeden dolał tylko oliwy do ognia. Po przeczytaniu wstępu: „Niestety nie zgadzam się z Pani interpretacją” i podsumowania „W naszej ocenie jest to interpretacja budząca spore wątpliwości”, złapałam się nawet na tym, że zaczęłam do komentarza dopisywać swój, kolejny komentarz (komentarz do komentowanego komentarza 😲). Po czym, już na chłodno, pomyślałam, że dalsza wymiana komentarzy w takim duchu:
🤔 nie pomoże nam i nie przyspieszy wspólnej! (przecież) pracy nad dokumentem,
🤔 nie spowoduje, że wspólnie będziemy chcieli zastanowić się nad naszymi różnymi stanowiskami,
🤔 doprowadzi, że każda ze stron będzie przekonywać do swojej racji,
🤔 nie zbuduje środowiska współpracy i wsparcia,
🤔 wydłuży czas realizacji całego projektu,
🤔 nie zbuduje zaufania inwestorów do Nas - zespołu ludzi, którzy chociaż zostali wybrani z uwagi na ich wiedzę fachową, doświadczenie, umiejętności, być może nawet rekomendacje innych zadowolonych klientów, nie potrafią stworzyć wspólnego stanowiska.
Postanowiłam więc, że już na tym etapie, skontaktuję się z działem prawnym sama, namówię ich na spotkanie i wymianę myśli. Inwestora przekonałam, że w ten sposób szybciej dokończymy pracę i wrócimy do niego z gotowym dokumentem :) bez szwanku dla harmonogramu projektu!
I uwierz mi, inwestor/kierownik jednostki nie wie i nie potrzebuje wiedzieć, prawdopodobnie nigdy też nie dowie się, jaka trudna i skomplikowana praca kryje się pod tym jednym dokumentem/ projektem/ zadaniem.
Inwestor/kierownik jednostki potrzebuje za to pewności, że jest zaopiekowany przez właściwych ludzi. Ludzi, którzy
🤗 „wiedzą, co mają wiedzieć”,
🤗 zbadają ryzyka biznesowe,
🤗 wyposażą organizację we właściwe narzędzia - techniczne, technologiczne, organizacyjne, prawne,
🤗 wyznaczą role i odpowiedzialności,
🤗 przekażą wiedzę pozostałym pracownikom i pracowniczkom organizacji, tak by wytworzone rozwiązanie było stosowane w praktyce,
🤗 sprawdzą, czy pomysł działa, i czy działa efektywnie, zgodnie z przyjętymi założeniami, celami biznesowymi, przepisami prawa,
a jeżeli NIE działa lub działa nieudolnie, to że właśnie Ci ludzie, których wybrał:
🤗 usprawnią rozwiązanie,
🤗 lub gdy okoliczności tego wymagają, stworzą je od nowa.
To be continued ...
Natalia